Młoda kobieta o
orzechowych oczach i brązowych falowanych włosach zmierzała wolnym krokiem do
szkoły. Na pierwszy rzut oka budynek nie wyglądał jak szkoła, tylko jak wielki,
piękny zamek. Jednak wystarczyło znaleźć się w środku, by poczuć klimat
szkoły... Szkoły, do której chętnie się chodziło. Otóż była to szkoła dla
czarodziejów – Hogwart.
Budynek był
strasznie zniszczony. W końcu to w nim trwała największa bitwa w dziejach
Świata Magii, w której to został pokonany Lord Voldemort.
Hermiona była sama,
chociaż tak bardzo potrzebowała wsparcia. Jednakże nie chciała przeszkadzać
przyjaciołom w świętowaniu.
Zawsze potrafiła
poradzić sobie w najgorszych momentach. Wszyscy myśleli: poukładana, porządna,
nie ma problemów. Jednak ona inaczej postrzegała świat i cały czas cierpiała.
Przypomniała sobie
wczorajszą rozmowę z przyjaciółmi…
Hermiona,
Harry i Ron – Święta Trójca Hogwartu. Zawsze nierozłączni.
Stali
przy zamku. Mężczyźni kłócili się z kobietą.
–
Dlaczego nie jedziesz z nami do Nory? – Zapytał Ron.
–
Słuchajcie, ktoś musi pomóc odbudować szkołę, jeśli chcemy się w niej dalej
uczyć.
Spojrzeli
na nią ze strachem.
–
Dalej uczyć? – Jęknął Harry.
–
Nie dokończyliśmy jednego roku. Nie wiem jak wy, ale ja wracam.
–
Hermiono... Dostaniemy każdą pracę w Świecie Magii. Nie musimy się uczyć.
–
Ja chcę! Nie rozumiecie, że sława kiedyś przeminie? Ty na pewno będziesz
zapamiętany, Harry, ale my z Ronem nie. Dlatego ja chcę mieć porządek w moich
danych.
–
Zapamiętają was, tak jak i mnie.
–
Nawet jeśli, to jak chcecie zacząć już pracę to rozumiem. Mi się nie spieszy
jeszcze do dorosłego życia, bo szybko popadnę w rutynę. Chcę spędzić ten
ostatni rok w Hogwarcie. Nie wiem jak wy, ja zostaję...
Weszła
do zniszczonego zamku, pozostawiając ich z mętlikiem w głowie.
Później powiedzieli
jej, że nie wracają. Życzyli jej powodzenia przy naprawianiu szkód i zapraszali
do Nory jak skończy. Oni byli szczęśliwi, ona nie...
Wiedziała, że
nikogo nie obchodzi jej szczęście. Wiedziała, że zawsze będzie sama...
Idąc przed siebie,
z głową w chmurach, nie zauważyła większej ilości gruzu. Potknęła się i
wywróciła rozcinając nogę pod kolanem. Z rany zaczęła cieknąć krew.
Jęknęła... Takie
rozcięcia zawsze bardzo bolą, a to piekło strasznie.
Usłyszała drwiący
śmiech.
Powoli wstała i się
odwróciła.
Zobaczyła mężczyznę
o pięknych platynowych włosach z grzywką i stalowych oczach. Przez koszulkę
widziała zarys jego wyrzeźbionych mięśni.
Oczywiście...
Malfoy.
– Boże,
biedactwo... – Tu Hermiona bardzo się zdziwiła, ale zaraz zrobiło jej się
przykro. – Nie dość, że nie powinno być Cię w Świecie Magii to nawet mugole Cię
nie chcą, bo nie nauczyli Cię chodzić?
Tak
– pomyślała – nikt mnie nie chcę... Ale ty o tym nie
musisz wiedzieć.
– Mafoy, głupia
fretko, nie powinieneś być zamknięty w Azkabanie za bycie śmiercio...
– Nie wiem o czym
mówisz, szlamo. – Powiedział i poszedł.
Jakby jeszcze mało
miała problemów, to jeszcze Malfoy wrócił z jego uwagami na temat jej pochodzenia.
Była na skraju wyczerpania psychicznego i nie wiedziała jak jeszcze długo da
radę wytrzymać.
Wiedziała, że nie
może mu pokazać jaka jest słaba. Innych ludzi chwyciłoby to za serce, ale on
nie miał serca, więc jeszcze by jej dokopał... A ona musiała być stabilna
emocjonalnie.
Przez te
rozmyślania zapomniała, że z nogi cieknie jej krew.
Szybko wyjęła
różdżkę i wyszeptała zaklęcie uzdrawiające. Krew przestała płynąć, a rana
zagoiła się. Poruszała trochę nogą i weszła do szkoły.
Przez te zniszczenia
prawie jej nie poznawała. Jakimś cudem trafiła do gabinetu dyrektorki.
– Jezu, przecież ja
nie znam hasła.
– Panna Granger?
Odwróciła się.
Zobaczyła nową
dyrektorkę – Minevrę McGonagall. Była to starsza kobieta. Jej oczy były
podkrążone od niewyspania.
– Dzień dobry.
Chciałam się dowiedzieć od czego mogłabym zacząć...
– Tak od razu?
Będziesz chciała tutaj zostać przez te kilka dni?
– Jeśli miałabym
gdzie.
– Oczywiście. W
pokoju wspólnym prefektów naczelnych są sypialnie dla każdego. Wracasz w tym
roku do Hogwartu? – Hermiona przytaknęła. – W takim razie sypialnia prefekta
naczelnego Gryffindoru należy do Ciebie.
– Nie są
zniszczone?
– Nie. Sypialnie są
na czwartym piętrze, a ono zachowało się w całości.
– No dobrze.
Hermiona rozglądała
się za czymś co można naprawić. Dyrektorka to zauważyła.
– Możesz zacząć od
biblioteki. Przyślę Ci kogoś do pomocy.
– Nie trzeba.
– Nalegam.
– No dobrze.
Dziękuję.
Hermiona ruszyła w
stronę biblioteki. Dotarła tam po dwudziestu minutach, oczywiście ze względu na
zniszczenia.
Gdy weszła do
środka, przeraziła się.
Wielka dziura w
ścianie, zepsute regały, poniszczone książki.
Oczywiście znała
zaklęcia, ale jeśli chodziło o książki... każdą musiała naprawiać osobno.
Zapowiada
się pracowity tydzień... –
pomyślała.
Postanowiła zacząć
od dziury w ścianie...
Po trzydziestu
minutach ściana wyglądała jak zawsze. Jeszcze tylko zaklęcie wzmacniające i...
– Nie wiedziałem,
że ty tu pracujesz, szlamo.
Nie musiała się
odwracać, by wiedzieć kto do niej mówi.
– Malfoy, pracuję,
więc bądź tak miły i wyjdź.
– Niestety,
McGonagall kazała mi pomagać i to tobie. Gdybym wiedział, to bym się nie
zgodził. Nie chcę utknąć w szlamie.
– Hm... – Udała, że
rozmawia przez telefon. – Halo? Azkaban? Potrzebujecie jeszcze więźniów? Mam tu
śmierciożercę.
– Zamknij mordę, bo
Ci szlam wypłynie.
Zrobiło jej się
przykro, jak zawsze zresztą. Czuła już łzy w kącikach oczu. Wiedziała, że ich
nie powstrzyma. Wybiegła z biblioteki i zaczęła płakać.
Nie wiedziała gdzie
biegnie. Wybrała kierunek „Jak najdalej od niego”. Nie miała siły na kolejnie
sprzeczki.
Nagle wpadła na
kogoś.
– Hermiono... Czy
coś się stało?
– Pani dyrektor,
czy Pani pragnie mojej śmierci? Nie dość, że walczyliśmy ze złem, tyle śmierci,
bólu i cierpienia, to chociaż wygraliśmy moja psychika jest na wyczerpaniu. Do
tego mam pracować z największym wrogiem, który najchętniej pozabijałby
wszystkie szlamy?
Dyrektorka nie
wiedziała co powiedzieć. Kompletnie ją zatkało. Po prostu ją przytuliła.
Hermiona próbowała
się uspokoić, ale płakała coraz gorzej.
– Ja... Porozmawiam
z Malfoyem. Ale mu też nie ma co się dziwić.
Hermiona oderwała
się od niej i wytarła łzy spływające po policzku.
– Pani go broni?
– Jego cała rodzina
jest zamknięta w Azkabanie. Został sam, nikt mu nie mówi już co ma robić, jak
to zawsze było. Jest zagubiony.
Hermiona roześmiała
się w duszy. On? Zagubiony? Dyrektorka go nie znała za dobrze. Dracon Malfoy to
bezduszny, zimny drań, który wie co chce.
– A dlaczego on
jest jeszcze na wolności?
– Został
uniewinniony. On nie chciał być śmierciożercą, ale nie miał wyboru.
– Skąd wiecie, że
nie chciał?
– Eliksir prawdy.
I
tak nie ma serca –
pomyślała. – Gdyby mógł mnie zabić,
zrobiłby to.
– Idę do siebie.
Jutro dokończę w bibliotece – powiedziała słabo.
– Przykro mi, ale
już każdemu przydzieliłam obowiązki i nie mogę go zmienić, ale jeśli chcesz...
– Nie! Dam sobie
radę. Dowidzenia Pani dyrektor.
Poszła nie czekając
na odpowiedź.
Wiedziała, że
będzie coraz gorzej...
***
Moja wersja , moja
wersja ;D.
- Cóż, może za
szybko wprowadziłam Draco, ale no bez niego byłoby nudno.
- No i jeśli chodzi
o Piętro z pokojem wspólnym prefektów.
Chodzi o to, że są
przydzieleni w każdym domu dwaj prefekci. Jeden naczelny i drugi, który ma mu
pomagać. Prefekci mają swój własny pokój wspólny, a prefekt naczelny ma w tym
pokoju sypialnie, tylko dla niego : ) .
Dawno nie pisałam,
więc za ewentualne błędy przepraszam : )
Ogarniam grafikę, więc może być zamieszanie : ) .
Do napisania ; ]
Ogarniam grafikę, więc może być zamieszanie : ) .
Do napisania ; ]